Firma to nie rodzina. To coś lepszego: zespół z zasadami
Jeszcze kilka lat temu niemal każde ogłoszenie o pracę w firmie z sektora MŚP zawierało magiczne hasło: „oferujemy rodzinną atmosferę”. Miało to budzić skojarzenia z ciepłem, bezpieczeństwem i bliskością. Dziś coraz częściej młodsze pokolenia, patrząc na taki opis, dopisują ironicznie: „czyli rozumiem, że chodzi o patologię rodzinną?”.
Brzmi ostro? Może i tak. Ale nie bez powodu. Mit „firmy jako rodziny” trzeszczy w szwach – i to dobrze. Bo dojrzalsze organizacje wiedzą, że nie potrzebują udawać rodziny, by tworzyć przestrzeń opartą na wzajemnym szacunku, przejrzystości i odpowiedzialności.
Pisząc ten artykuł zrobiłam małe badania, czy takie rekrutacje nadal możemy znaleźć. Okazuje się, że wcale nie mało ich jest rekrutacji oraz opisów na stronach www o rodzinnej atmosferze.
To kilka przykładów:
„Rodzinna atmosfera – praktycznie wszyscy się znamy”
„Relacje w …. są ciepłe i przyjazne, naznaczone przez wartości rodzinne firmy”
„To, co nas wyróżnia to przyjazna, rodzinna atmosfera dająca przestrzeń rozwoju zawodowego i osobistego przy zachowaniu work-life balance”
„rodzinna firma z ponad stuletnią historią”
„Jesteśmy rodzinną firmą, dlatego tak ważne jest dla nas dbanie o tę rodzinną atmosferę na co dzień”
podkreślają „pracę w rodzinnej, miłej atmosferze”
„Jesteśmy firmą rodzinną. Atmosfera i praca zespołowa są aspektami, które cenimy najbardziej”
„Gwarantujemy rodzinną atmosferę i zapewniamy możliwość rozwoju zawodowego”
„…. jest bardzo dobrym miejscem pracy. Praca jest kreatywna, ale i są elementy powtarzalne. Jest to dobre miejsce na zdobycie doświadczenia. Miejsce pracy, w którym panuje rodzinna atmosfera”
„Firma jest rodzinna – rodzinna atmosfera budowana z tradycją od lat”
Jak wam to brzmi? Czy tego faktycznie potrzebują pracownicy, zwłaszcza z młodego pokolenia?
Czy to idzie w parze z dojrzałymi relacjami i zarządzaniem?
Czy może jest wytrychem, do „akceptowania” niekonstruktywnych aspektów „rodzinności” w pracy?
Czy może jest to manifestacja potrzeb właścicieli firmy, którzy budują sobie „rozszerzoną rodzinę”?
Na tych pytaniach pochylimy się w tym artykule i w innych z tego Newslettera.
Skąd się wzięła ta metafora?
Narracja o firmie jako rodzinie ma swoje korzenie w latach 80. i 90., szczególnie w małych, szybko rosnących biznesach. Tam, gdzie struktury były płaskie, a zespół liczył kilkanaście osób, łatwo było pielęgnować relacje oparte na bliskości. W takich warunkach można było „znać się jak łyse konie”, świętować wspólne sukcesy i tworzyć iluzję, że wszyscy jesteśmy razem na dobre i na złe.
Problem pojawił się, gdy ta metafora zaczęła być używana na masową skalę, również przez korporacje czy organizacje o dużej rotacji. Rodzina jako komunikat kulturowy przestała być zaproszeniem do bliskości, a stała się… często przykrywką dla braku profesjonalizmu, niejasnych granic i oczekiwań emocjonalnego zaangażowania ponad miarę.
Innym aspektem jest, gdy mała rodzinna firma rozrosła się. Do zespołu dołączyły nowe osoby, relacje już nie są takie bliskie, lojalne. Jednak w ogólnej narracji, z przyzwyczajenia lub wewnętrznych potrzeb i wizji właściciela, komunikat o rodzinności zostaje.
Kiedy „rodzinna atmosfera” szkodzi
W rodzinie naturalne są emocje, konflikty, nieformalność. W firmie – to może prowadzić do poważnych problemów:
Rozmycie ról i odpowiedzialności: „Każdy robi wszystko, jak w domu” brzmi romantycznie, ale często prowadzi do chaosu i frustracji. W rodzinie trzaskamy drzwiami, gdy coś jest nie po naszej myśli. W pracy wówczas też dopuszczamy się manifestowania skrajnych emocji zachowaniem, które nie jest tolerowane przez osoby spoza rodziny.
Brak granic: Kiedy praca miesza się z życiem prywatnym, a szef pyta, dlaczego nie byłeś dostępny wieczorem – bo przecież jesteśmy jak rodzina. Szefowie „rodzinnych firm” nie przyjmują do wiadomości, że dla pracowników to jest tylko praca, a po godzinie 16.00 mają swoje życie. Jest oczekiwanie dostępności telefonicznej, mailowej i reagowania na pożary wywołane przez właściciela.
Lojalność ponad jakość: Zamiast oceniać działania, oceniana jest postawa wobec „rodziny” – czy jesteś lojalny, czy narzekasz, czy „pasujesz”. Przymykanie oka, na brak odpowiedniej jakości, bo jest ktoś z nami od 20 lat, to najlepsza droga do zdemotywowania reszty pracowników.
Trudności w rozstawaniu się: Bo przecież „z rodziny się nie odchodzi”. A jeśli już, to z poczuciem winy i zawodu. Odejścia z pracy stają się dramatyczne i prawie jak „rozwody”. Odbijają się głośnym echem w całej firmie.
W efekcie metafora, która miała budować bezpieczeństwo, zaczęła być traktowana jako pułapka – szczególnie przez pokolenia Z i Y, które stawiają na autentyczność, transparentność i zdrowe granice.
Co zamiast rodziny?
Nie chodzi o to, by relacje w pracy były zimne czy wyłącznie transakcyjne. Chodzi o to, by były dojrzałe i oparte na jasnych zasadach. Zamiast mówić „jesteśmy rodziną”, lepiej zaproponować:
Zespół projektowy
Każdy ma swoją rolę, odpowiedzialność i zadanie. Razem pracujemy nad celem, a potem możemy się rozstać – z szacunkiem i bez dramatów. Nikt dla nikogo nie musi budować złotej klatki.
Drużyna sportowa
Trenujemy razem, wspieramy się, ale też rywalizujemy zdrowo. Trener (lider) nie jest rodzicem – jego rolą jest rozwijać zespół, a nie go chronić za wszelką cenę.
Ekosystem
Organizacja jako przestrzeń, w której różne elementy współistnieją, wpływają na siebie i wzajemnie się rozwijają. Nie musimy się kochać – wystarczy, że szanujemy swoje miejsce i rolę.
A jeśli ktoś naprawdę lubi rodzinną atmosferę?
Jasne, są firmy, gdzie bliskość i relacje są ważne – i mogą być autentyczne. Ale niech to nie będzie strategia employer brandingowa, tylko świadomy wybór kultury organizacyjnej, spójny z realnymi praktykami.
Bo nic nie irytuje bardziej niż firma, która wita cię tekstem: „Witamy w rodzinie!”, a dwa miesiące później zwalnia cię przez maila, albo że śmiałeś mieć inne zdanie przed właścicielem firmy, który odgrywa rolę patrona patriarchy, nieomylnego z syndromem boga, a nie sprawnego lidera, przywódcy i managera.
A na koniec...
Nie jesteśmy rodziną – i to dobra wiadomość.
Bo oznacza to, że możemy budować coś bardziej dojrzałego, zdrowszego i trwalszego: zespół z zasadami. Mnie to pasuje, a Wam?